środa, 7 kwietnia 2010

Od 4 grudnia...

Długo zastanawiałam się, w jaki sposób opisać historię Skinnego.

Mam względem tej opowieści mieszane uczucia, bynajmniej jednak nie z powodu psa, a z powodów uczuć międzyludzkich, jakie w niej panują. Zdawać by się mogło, że wszelkiego rodzaju organizacje działające na rzecz pomocy czworonogą, powinny pomagać sobie wzajemnie. Tak na zdrowy rozum, wiadomo, że jedna Fundacja nie jest w stanie wziąć pod opiekę wszystkich potrzebujących psów, dlatego w takich sytuacjach należałoby powiadomić inną instytucje o potrzebnym wsparciu. To właśnie jest działanie na rzecz pomocy dla zwierząt.
Wiadomym jest, że nasze polskie schroniska w większości nie spełniają standardów. Można je określić dość krótko i dobitnie: smród, brud i ubóstwo. Mimo wszystko jednak, są to miejsca, które w założeniach mają, bycie azylem dla zwierząt bezdomnych, porzuconych. Stąd też nie potrafię pojąć, w jaki sposób można było doprowadzić psa do takiego stanu.

Opis z lecznicy:
- wniesiony do lecznicy, znaczne wychudzenie, pies kac hektyczny, czyli wyniszczony, zaniki mięśniowe
- niepewny chód, sam sie mało porusza, słabość mięsni, przytomny, mało kontaktowy, białkówki białe, waga 19 kg powinien ważyć 33 kg

Wszystko zaczyna się 24.12.2009r., kiedy Germaine zadzwoniła do wolontariuszki FbwP w sprawie boksera Rokiego, który przebywał w Toruńskim schronisku. Otrzymała wtedy informację, że psa zabierze FbwP, a w placówce nie ma innych bokserów. Germaine prosiła aby poinformowano Fundację SOS bokserom, gdyby pojawiły się boksery, zwłaszcza te stare i chore.

I tu muszę, po prostu muszę przytoczyć słowa wolontariuszki FbwP:
„Germiane możesz spokojnie usiąść do stołu wigilijnego, Rokiego zabieramy, nie ma innych psów.”

Cztery dni później, 28.12.2009, do wolontariuszki FbwP dzwoni Asia, która pomaga w obu placówkach, prosi by wydano Rokiego Fundacji SOS bokserom, ponieważ pies wciąż przebywa w schronisku. W odpowiedzi słyszy, że w schronisku jest staruszek i że to jego trzeba by zabrać. Nasza wolontariuszka jedzie po nieszczęśnika, i całe szczęście, bo biedak prawdo podobnie nie przeżył by do Sylwestra. Asia nie bacząc na swoje sprawy osobiste zabiera, Skinniego do Warszawy, do kliniki, do DT, byle by tyko bezpiecznie dla niego.

Nie wiem, czy stwierdzenie, że Skinny był w czepku urodzony jest właściwe. A jednak pokuszę się o to. Bokser przebywał w schronisku od 4 grudnia, wolontariuszka FbwP, dobrze o tym wiedziała, a jednak zataiła informacje o nim. Pies przebywał w boksie zewnętrznym, miał wyciek z nosa i biegunkę, ale wydaje mi się, że to nic strasznego w porównaniu z tym, że właściwie psa nie było. Skóra i kości w dosłownym znaczeniu.
Kiedy Skinny trafił do lecznicy, doktor podejrzewał, że pies ma w brzuchu jakiegoś guza. USG wykluczyło taką możliwość.

Opis z wizyty:
Po obniżonym poziomie białka i albumin można wnioskować, ze przyczyną złego stanu zdrowia i wyglądu są niedobory żywieniowe

Na szczęście w całej tej historii jest też jasna strona. Skinny pomimo wielu cierpień doznanych w skutek działań człowieka, wciąż ma w sobie wiele miłości i garnie się do ludzi. Uwielbia się bawić i na swój bokserowy sposób korzysta z nowej szansy. Trzymam za niego kciuki, w końcu kawał z niego przystojniaka teraz jest.



Postępowanie w leczeniu Skinniego znaleźć można na stronie głównej Fundacji.

wtorek, 16 lutego 2010

Taki tydzień...

Na szczęście dopiero pierwszy raz nam się zdarzył. I może nie będzie więcej takich?
Zaczęło się, jak zwykle – od poniedziałku. Bokser naszej koleżanki z Fundacji, adoptowany w kwietniu 2009 bardzo się pochorował już ze dwa tygodnie temu, ale w poniedziałek nastąpiło pierwsze pogorszenie. Joy miał około 10 lat – do tej pory ten pies-anioł był sprawny, radosny, kompletnie bezproblemowy. Tym razem nie mógł się podnieść, ani ułożyć na posłaniu, przy najlżejszym dotknięciu wył z bólu, nie mógł spać, wyraźnie bardzo się męczył. Wszyscy kibicowaliśmy im w zmaganiach z chorobą.
Trafił do Fundacji Maciek – po operacji guza na jądrze (był wnętrem) zrobiło mu się zapalenie otrzewnej. We wtorek trzeba było zrobić mu kolejną operację. Na szczęście nie było za późno i bokser zaczął pomalutku dochodzić do siebie. Ale cośmy się nadenerwowali, to nasze. Niestety w domu tymczasowym nie dogaduje się z bokserem – rezydentem. Rozglądamy się za innym tymczasem – ale kto weźmie staruszka po operacji pod opiekę? Doraźnie przystosowaliśmy go do życia w klatce – tak, by rana mogła się goić, a psy nie stanowiły dla siebie wzajemnie zagrożenia.

Moje własne psy zachorowały – jedno ma zapalenie tchawicy – kaszle przy najmniejszym ruchu. Drugie nie kaszle, ale za to ma szmery w oskrzelach. Spacery skrócone do minimum. Tymczasowicz – 3 miesięczny szczeniak jedzie na lekach wspomagających odporność.

W środę po południu dzwoni do mnie zrozpaczona właścicielka adoptowanego niedawno szczeniaka Foresta. Niestety wiadomości ma bardzo złe – mały zginął pod kołami samochodu. Bezradność zabija mój zapał. Już nic mi się nie chce. Właściciele Foresta nie są winni tej niepotrzebnej śmierci – on reagował na swoje imię, przychodził na zawołanie. Byli z nim w parku, gdy nagle zaczął biec przed siebie, nie słysząc nawoływań. Przebiegł 700-800 m i wpadł na jezdnię – prosto pod koła samochodu.
W czwartek zaczyna chorować nasze tymczasowe szczenię. Kaszle jak moja Kora. Ponieważ stan suczki mimo podawania antybiotyków nie poprawia się, wieczór spędzamy w klinice – z całą trójką. Odwołujemy wizytę przedadopcyjną u pani, która chce przygarnąć dwa psiaki, bo po prostu jest już tak późno, że nie ma sensu snuć się po mieście. Szczenię przestaje wychodzić na spacery – nauka czystości idzie w las… Trudno, dopóki kaszle, nic się nie da zrobić.

W piątek umiera Joy. Tyle wysiłków Basi, by go ratować idzie na marne. Bokser ma zmiany nowotworowe w płucach. Pluje krwią. Męczy się. Nie można mu pomóc. DLACZEGO? Dlaczego ktoś go oddał rok wcześniej? Dlaczego dopiero u Basi zaznał miłości, swobody, prawdziwego ciepła? Dlaczego tylko przez rok było mu dane chrapanie na bezpiecznej, ciepłej kanapie?

Tego samego dnia koleżanka wysyła nam ogłoszenie z Allegro: „Sprzedam dwie suki bokserki z powodu likwidacji hodowli. Mają po 4 lata. Jedna umie aportować. Cena 100 PLN”. W sobotę już są nasze – bezpieczne w hotelu. Nigdy nie były u weterynarza – żadna z nich nie była szczepiona. Na nic. Nigdy. Rodziły co cieczkę – duże mioty – po 9-12 szczeniąt. Tyle, że przeżywały z nich najwyżej po 3. „Hodowca” postanowił się ich pozbyć, bo „to panie karmić tego nawet nie warto. Nie opłaca się.”. Eh, i co mu można zrobić? Ukarać mandatem za brak szczepień? Suki mieszkały w nieocieplonej budzie, ale łańcuchy nie były za krótkie. Niemoc wobec czegoś takiego podcina mi skrzydła – a w zasadzie to, co z nich zostało po poprzednich złych wieściach z tego tygodnia.

W sobotę szczeniak – tymczasowi cz dostaje antybiotyk. Kaszle coraz bardziej. Reszta ma się nieco lepiej, ale i tak mam dość. Zawożę karmę dla psa, którego mamy zawieźć do domu tymczasowego w Toruniu. Kolejna bieda odebrana nieodpowiedzialnemu właścicielowi… Ale osoba, która się nim zajęła na chwilę, poleca nam dla niego dom pod Warszawą. OK. – odwołujemy transport – zawsze lepiej, żeby od razu trafił do swoich ludzi. Co prawda nie zdążyliśmy z nimi porozmawiać osobiście, a pies jest niekastrowany, ale oni deklarują współpracę w tym zakresie – trzeba zaufać...
Niedziela – dzień odpoczynku, dla większości. Ale nie dla nas. O 11 dzwoni pani, która wzięła psa – tego co miał jechać do DT. Nie dogaduje się z jej bokserem-rezydentem. Cóż – mamy co prawda domowe plany, ale… wsiadamy w auto i jedziemy do pani. Dwie godziny oswajania i choć to nam się w tym tygodniu udało – chłopaki mogą spokojnie leżeć w jednym pokoju, nie rzucając się sobie do oczu.
Jeszcze tylko wieczorem odwozimy właścicielom psa, który im zaginął miesiąc wcześniej. To, że koleżanka zakopuje się w śniegu na parkingu koło mnie, to drobiazg, którym nie warto sobie zaprzątać głowy. Zmarnowałyśmy pół godziny wykopując auto łopatą. Ale o 22:30 kończymy wizytę w byłym/obecnym domu Vigo/Zefira. Przynajmniej jeden pies wyluzował po powrocie do domu, a i państwo, choć nie umieli go szukać, cieszą się, że bokser się odnalazł.

Po krótkiej drzemce (bo wróciłam po 23 do domu, potem karmienie psów, zastrzyki, tabletki, sprzątanie po tymczasowiczu, a już o 5 rano obudził mnie kaszlący pies – nawet nie wiem już który z tej chorującej trójki) spędziłam dwie godziny w korku w drodze do pracy. Staram się skupić na robocie, bo oto jest kolejny poniedziałek, może zaczyna się nowy, lepszy czas… Nie tym razem – spokój w pracy przerywa telefon z Fundacji. Dziś właśnie zginął pod kołami samochodu jeden z naszych podopiecznych – Porto – pies ciężko chory, ale bardzo dla nas ważny. Właśnie zaczynał „wychodzić na prostą”.

I jak tu znaleźć siłę, by się nie poddać? Jak pomagać, by potem nie przeżywać takich ciężkich chwil? Brakuje czasem motywacji, by zepchnąć wszystko – prywatne życie, zawodowe sprawy, przyjemności na drugi plan, by zająć się chorym podopiecznym – zawieźć do lecznicy, dowieźć mu karmę – gdy dzieją się takie rzeczy. I tak naprawdę to nie rozmaite trudności - z psem, nagłe akcje, problemy, walące się transporty, choroby, brak pieniędzy – sprawiają, że czasem myślimy, że już nie możemy dłużej. To nawarstwienie tych problemów w jednym czasie, gdy jest nas garstka i ciężko takie losowe supły rozplątać. Gdy wolontariusze są sami zawaleni zadaniami – odwiedzają domy, wożą psy, załatwiają różne sprawy, prowadzą bazarki, allegro i milion innych rzeczy, lub zwyczajnie nie mają czasu, do awaryjnych spraw rusza któraś z naszej piątki. Wtedy niezależnie od planów, jakie się miało, jedzie się w trasę, po psa, rozwiązać problem, załatwić coś.

Ale tak naprawdę ucina nam skrzydła kosa przeznaczenia. Gdy śmierć za wcześnie przychodzi i zabiera zwierzaki, które mogły mieć wspaniałe, długie życie, nam zabierając nadzieję i poczucie sensu.

Dlatego tak ważny dla nas jest kontakt ze stałymi domami naszych podopiecznych. Bo gdy dopadnie nas mroczny nastrój, spadek mocy - wtedy siadamy i przez łzy patrzymy na zdjęcia z domów stałych - na mordy, które śmieją się do nas z fotografii, na przyjemnie pełne bokserowe ciała rozwalone na kanapach, na wykopki w dotąd wypielęgnowanych ogródkach. I wtedy wiemy znowu, że warto. Za wszelką cenę.


Tekst: Ewelina Eggert

czwartek, 28 stycznia 2010

Przepraszam

Kochani, bardzo Was przepraszam,ale brak notek wynika z mojego braku czasu. A to z kolei spowodowane jest sesją. Po wszystkim obiecuje sumiennie zdawać Wam relacje ze wszystkiego co dzieje się w Fundacji SOS bokserom.

Póki co proszę Was o wyrozumiałość i cierpliwość, a przy okazji zapraszam na stronę GŁÓWNĄ FUNDACJI


Pozdrawiam
Joanna "mer" Mida

czwartek, 21 stycznia 2010

Takie "pluszowe misie" łatwo znajdą dom!

A jaki start miały owe "pluszowe misie"? I czemu nie tak łatwo znajdują domy?
I co najważniejsze - czemu tak denerwuje zwrot "pluszowe misie"?


Ale, ale... zacznijmy od początku...
Drzazga, Morys, Forest, Biszkopt, Kawa, Nugat, Laguna, Uchatek to dzieci Mufy - mało bokserowatej suczki, która jednak trafiła pod opiekę naszej Fundacji.
Czemu?
Bo nie wiem , kto mógłby przejść obojętnie obok ogromu jej cierpienia: ogromny bolący ropień (pozostałość po wnykach) na szyi, wielomiesięczna tułaczka, przepędzanie przez miejscową ludność, jedzenie tego, co znajdzie... A co najważniejsze poród 8 szczeniaków w lesie, w jakiejś szopce "wiatrem podszytej"...
Lola z kolei to suczka po Mimi. Mimi urodziła Lolę i Bzika u swojego byłego "pana" - człowieka z marginesu społecznego, prawdopodobnie narkomana, który kompletnie o nią nie dbał - ona wychudła, spała gdzieś na posesji z dwoma maleństwami... ale na szczęście dobry człowiek zainteresował się jej losem, a były właściciel się jej zrzekł...
Zarówno dzieci Mufy jak i Mimi to "niezbyt boksery". Teraz są śliczne, to prawda - "takie pluszowe", ale wyrosną z nich zapewne duże psy, z lekko wydłużonymi mordkami. Nie każdy chce "boksera-kundelka" i dlatego tak trudno tym maluchom znaleźć dom.
Jak widać - niezbyt wesoły start w życie...
Czemu denerwuje nas określenie "pluszowe misie"? Bo pluszowego misia można wyrzucić jak się znudzi, odstawić na półkę, do szafy i przestać się nim zajmować... Tymczasem dla szczeniąt szukamy szczególnych domów - odpowiedzialnych, cierpliwych, konsekwentnych (szczeniaka trzeba wychować) i przede wszystkim zdecydowanych na psa w 100%, bez względu na to, jak duży wyrośnie i jak wiele dłuższy będzie miał pysk od boksera.
Wyadoptowywanie szczeniąt to mordercza sprawa, wykańcza psychicznie! Bo najtrudniej jest oddać szczeniaki, sami pomyślcie: są maleńkie, bezbronne, tak łatwo je skrzywdzić; tak boimy się pomyłki w ocenie domu, który zapewnia, że chce psa dla niego samego, a nie dlatego, że jest to śliczny puchaty malec.
Z całego serca chcemy, żeby te maluchy ominął zły los, bo my o tym losie (takim jaki spotkał ich matki w przeszłości, jakiego doświadczyli w przeszłości nasi podopieczni)wiemy zbyt wiele...

Ogłosiliśmy szczeniaki do adopcji po Świętach nie bez powodu - po to, by nie były prezentem(wbrew dosyć powszechnej opinii zwierzę to nie rzecz...).
No i przez ostatnie 2 tygodnie odbieramy zgłoszenia, które nas coraz bardziej martwią... A to ktoś chce psa do budy (bo pies mały nie nadaje się do budy, ale duży już tak...), a to chce go trzymać w kotłowni ("pies będzie miał swoje miejsce"), o szkoleniu, odpowiednim żywieniu myśli niewielu. Większość zwraca uwagę na wygląd pieska, nie na charakter.
Część chce pieska "dla dziecka". A my po raz 100 tłumaczymy, że pies to nie zabawka dla dziecka, że dziecku lepiej kupić pluszowego misia...
Ręce opadają... i przy każdym mailu o trzymaniu psa w budzie Zosia się zastanawia czy odpisywać tłumacząc, czemu tego typu psy się do budy nie nadają, czy sobie darować? Próbować wyjaśnić jakie warunki powinien mieć zapewnione każdy pies, czy uznać, że i tak nikt tego nie przeczyta? A może jednak przeczyta..., więc Zo siada i pisze, tłumaczy... może ktoś zrozumie, może po prostu nie wie... Może?
Tak naprawdę do tej pory mamy zarezerwowane 2 szczeniaki: Kawę i Lagunę.
Bzik w ten weekend poszedł do fajnego domu.
Reszta szuka domu... wciąż.

środa, 30 grudnia 2009

Przypadek Figi



Przypadek Figi wprawia w osłupienie nawet najbardziej niewzruszonych. To 9 letnia bokserka, której historia jest dość zagmatwana. Jej właściciel zmarł, a ona sama została pod opieką sąsiadki. Miała zmiany skórne, jej "opiekunka" chciała ją uśpić. Tych kilka zdań nie oddaje jednak w pełni zaistniałej sytuacji, która wyglądała mniej więcej tak:

Fundacja SOS bokserom otrzymała maila w sprawie potrzebującego psa:

"Witam mam pytanie umarł właściciel psa 9 letniego boksera bardzo schorowanego, bokser przebywa aktualnie u starszej sąsiadki która nie ma środków finansowych na trzymanie psa. Proszę o pomoc co mam w tym wypadku zrobić z psem, czy jest szansa na umieszczenie go w państwa placówce."


Niestety po raz kolejny ktoś chciałby umieścić psa w placówce, której tak na dobrą sprawę nie posiadamy. Nasza fundacja nie ma schroniska/przytuliska, jej działanie opisane jest na stronie: http://www.sos-bokserom.org.pl/jakdzialamy.html

Sprawa wydaje się jednak niepokojąca, dlatego postanawiamy działać. Niestety nie otrzymujemy żadnej odpowiedzi na wystosowane przez nas maile.
Zaniepokojona Germaine próbuje skontaktować się telefonicznie. Podczas rozmowy okazuje się, że pies jest 9 letnią suką i mieszka w Warszawie. Przebywa u mamy Pana, który napisał do nas mail. Niestety nie może pozostać tam dłużej, gdyż Pani nie chce psa. Nie wchodzi w grę nawet dom tymczasowy w zamian za karmę i pokrycie kosztów leczenia. Podczas rozmowy telefonicznej Pan zaczyna się jednak plątać i Germaine nie jest przekonana, czy Figa aby na pewno jest psem sąsiada. Podobno posikuje i same z nią kłopoty. W dodatku ma gronkowca i jakieś zmiany skórne, Pan jednak nie jest w stanie powiedzieć co jej właściwie dolega. Germaine jest załamana, w mailu pisze:

"Zadzwoniła matka tego pana, po głosie już wiedziałam z kim mam do czynienia: rozmawiałam z przepitą kobietą, która co chwila zmieniała wersje, w końcu powiedziała, że suka śmierdzi i że ją uśpi bo sąsiedzi się skarżą...!
Mam podjechać w czwartek o 18(...) i pewno zabiorę sukę (...)"


Tak też się stało. W czwartek sunia została odebrana od dotychczasowych opiekunów. Niedługo potem otrzymujemy informacje o stanie w jakim znajduje się bokserka.

"Dziś odebrałam suczkę, jej stan i wygląd sprawił, że lekarz był w wielkim szoku, a mnie do tej pory głowa boli :-(
Kilka dni temu rozmawiałam przecież z kobietą, która twierdziła że zmarł jej sąsiad (3 miesiące temu) i ona przygarnęła suczkę bokserkę po nim.
Powiedziała, ze suka jest chora, sika krwią i śmierdzi i żebyśmy ją zabrali, inaczej będzie zmuszona ją uśpić, bo sąsiedzi się skarzą na smród i nasyłają dzielnicowego. Mieliśmy czas do dziś, wiec pojechałam tam z Markiem (dzielnica bardzo nieciekawa, nie chciałam w głowę dostać) i zabrałam sukę. Pani podpisała zrzeczenie, w książeczce zdrowia ona figuruje jako właściciel a sąsiad który rzekomo zmarł i był właścicielem suczki dziwnym trafem miał takie same nazwisko jak pani sąsiadka która suczkę niby przygarnęła i dziś oddała :-( Figa ma 9 lat, jest wychudzona, posikuje krwią.(...)"




Opis wywiadu/ badania:
Zaawansowany zespół ketratołojotokowy całego ciała połączony z niesamowicie silnym świądem. Skóra słoniowata, pogrubiała. Chorobowo zmienione łapy, brzuch, ogon, uszy, głowa i wargi sromowe. Zapalenie uszu. Pies bardzo cierpi, cały czas się drapie i piszczy. Konieczne usg jamy brzusznej z powodu znacznego powiększenia sromu.







W chwili obecnej Figa otrzymuje mnóstwo różnych leków, co drugi dzień kompana jest w innych płynach leczniczych. Powoli kuracja przynosi efekty, sunia wciąż się drapie, jednak nie popiskuje już, gdy jej łapa uderza o zdeformowaną skórę. Całkowite wyleczenie, czy doprowadzenie jej do stanu, w którym będzie czuła się dobrze potrwa miesiącami. Jednak już teraz Figa jest miłym psem, który cieszy się na widok człowieka.

Jest to jedna z tych sytuacji, w których musimy prosić Was o pomoc!
Leczenie Figi jest bardzo kosztowne,a my mamy ok 30 psów pod opieką.
Dlatego każda złotówka jest cenna.

Przy okazji dziękujemy za dotychczasową pomoc, bez Waszej pomocy nie poradzilibyśmy sobie tak sprawnie.
Dziękujemy :-)


Magda- napisała tekst apelu i zrobiła zdjęcia Fidze
Zosia- wykonała grafikę do apelu

sobota, 19 grudnia 2009

Adopcja krok po kroku


Jak się od nas adoptuje boksera? Co zrobić, gdy już się wie, że się go chce? (czyli procedura adopcyjna krok po kroku, trochę od podszewki)

Któregoś dnia, po kolejnym telefonie w sprawie adopcji, natchnęło mnie na napisanie poniższego "przewodnika"... niektórzy go pewnie nigdy nie przeczytają, inni zlekceważą, ale może komuś się przyda? da do myślenia? pomoże? Warto chyba spróbować :-)

I. Nasz założenia, czyli...
II. Jakie pytania nam zadajecie w mailach, przez telefon, czyli wszystko to, co chcielibyście wiedzieć o adopcji :)
III. sama procedura adopcyjna - co i jak


I. Zakładamy, że zanim zgłosisz się do nas po psa do adopcji, zadajesz sobie przynajmniej te (lub podobne) pytania, co poniżej. A jesli ich sobie nie zadałeś, jest to dobry moment, by odpowiedzieć na nie w trakcie lektury :)

1. Czy wiesz, że boksery to nie tylko „kanapowce”, ale psy o niezwykłych pokładach energii? Z tego powodu trzeba im zapewnić odpowiednio dużo ruchu i zajęć w ciągu dnia. Nie wystarczy im 10 minutowy spacer rano, przed Twoim wyjściem do pracy. To że lubią leżeć na kanapie, nie oznacza, że w ten sposób wyładowują swoją całą energię...
Czy jesteś w stanie poświęcić 45 minut swojego snu, żeby Twój bokser mógł zażyć rano tyle ruchu ile potrzebuje? albo zrezygnujesz z ogladania filmu po powrocie do domu, żeby pobiec z psem do parku, bo o tej porze wychodzą na spacer jego psi przyjaciele?

2. Wracasz do domu zmęczony, po całym dniu pracy. Twój bokser chce się z Tobą bawić, iść na spacer, pobiegać. Czy traktujesz ten spacer jak przykry obowiązek czy jak przyjemność? Czy mimo, że jesteś zmęczony poświęcisz twój czas i uwagę psu?

3. Kiedy psy chorują? na ogół w najmniej dogodnym momencie... Np: noc z soboty na niedzielę, albo jeszcze lepiej – majówka: Twój pies dziwnie się zachowuje, wyraźnie coś mu dolega i cierpi. Mówisz sobie: „przejdzie mu, pójdę z nim w poniedziałek po pracy do weterynarza” czy nie zwlekając dłużej wyskakujesz z łóżka i jedziesz do dwudziestoczterogodzinnej kliniki?

4. Weekend. Za oknem deszcz, błoto. Jednak Twój bokser chce iść na spacer, właśnie teraz – o 7 rano. Ty wolałbyś jeszcze pospać, powylegiwać się. Każesz psu wrócić na posłanie i uspokoić się, pokazujesz mu jak bardzo Cię denerwuje jego zapał, czy zwlekasz się z łóżka, wciągasz bluzę i spodnie na piżamę i idziecie na spacer (on- w podskokach, Ty - z ledwo uniesionymi powiekami :-P)?

5. Jak wiesz, myślisz właśnie nad adopcją psa po przejściach, zatem wyjaśnijmy sobie - jest to taki pies, którego historia jest nam na ogół nieznana; taki, który może zacząć sprawiać problemy wychowawcze, czy też – jak każdy pies - może zachorować. Jesteś na to przygotowany? Jak wtedy postąpisz? Czy jesteś gotów walczyć o zdrowie fizyczne i psychiczne swojego boksera? wydać pieniądze na leki czy na szkolenie czworonoga?

6. Twój bokser zaczął sprawiać problemy wychowawcze. Co robisz: dzwonisz do nas mówiąc, żebyśmy zabrali psa, czy też idziesz z psem na szkolenie, do osoby poleconej? Idziesz, mimo że będziesz musiał przeznaczyć na to wolny czas i weekendy? Mimo że praca z psem wymaga czasu i cierpliwości? (ale, tak na marginesie, daje niezwykłą satysfakcję i jest ogromną frajdą ;-))

7. Czy planujesz wakacje, urlopy, wyjazdy również pod kątem swojego psa? I wyjaśnijmy to sobie - chodzi o to, że pies też ma zapewnione wakacje.

8. Jeśli pierwszy raz będziesz adoptować psa, podpowiemy: adoptowany pies potrzebuje czasu na zaaklimatyzowanie się w nowym miejscu. Nie dzieje się to w 5 minut. I owszem, pierwszy tydzień jest cięzki - pies może być zestresowany (nowe miejsce, nowi ludzie), zdezorientowany. Czy dasz swojemu adoptowanemu psu tyle czasu ile potrzebuje na przyzwyczajenie się do nowego miejsca, na to, abyś zdobył jego zaufanie? Czy uznajesz, że od początku wszystko powinno być „tak jak zwykle” i już pierwszego dnia zostawiasz psa samego na kilka godzin, bo spotykasz się ze znajomymi?

9. To pytanie jest brutalne, ale musimy je zadać, bo spójrz ile psów gaśnie w schroniskach, bo ich właściciele umarli a rodzina odmówiła opieki nad psem, czy też właściciel był osobą samotną. Zatem: co stanie się z Twoim psem, gdy Ciebie zabraknie? Gdy zachorujesz? Czy Twoja rodzina właściwie się nim zaopiekuje? Jesteś pewien? Czy pies trafi na ulicę lub do schroniska?

10. Boksery dzielą się na:
• te, które podczas Twojej nieobecności w domu śpią jak aniołki;
• te, które podczas Twojej nieobecności w domu bawią się zabawkami, słuchają radia, obszczekują odgłosy dochodzące z klatki schodowej, wyglądają przez okno;
• i te, które niszczą (albo z nudów albo z lęku separacyjnego).
Czy adoptując boksera zakładasz, że będzie owym aniołkiem? Co w takim razie zrobisz, gdy któregoś dnia Twój bokser zje Ci drzwi, szafę, obgryzie kanapę, splądruje szafki w kuchni? Czy nie lepiej być przygotowanym na WSZYSTKO?

11. Ostatnie pytanie wydaje się oczywiste, ale tak jak czasem sobie w Zarządzie rozmawiamy, o "domach", które się zgłaszają do adopcji psa, o "domach", z których psy odbieramy, może warto zadać je jeszcze raz: czy zdajesz sobie sprawę, że pies, którego adoptujesz nie jest pluszowym misiem, ale żywym, inteligentnym i żywiołowym stworzeniem, które chce być z Tobą, potrzebuje Twojej opieki i uwagi. Jednym słowem, całkowicie zależy od Ciebie. Czy jesteś świadom odpowiedzialności?



II. Wszystko to, co chcielibyście wiedzieć o adopcji :)

1. Czy adopcja jest płatna?

Nie. Adopcja jest bezpłatna. Wszelkie darowizny są dobrowolne. Jeśli chcesz udzielić Fundacji wsparcia finansowego - pomagasz w ten sposób ratować kolejne boksery.


2. Czy po adopcji psa, w razie ewentualnych problemów, jestem pozostawiony sam sobie z adoptowanym psem?

Nie. W każdej chwili służymy pomocą i radą. Nigdy nie jesteś sam z problemami dotyczącymi adoptowanego psa. Zawsze możesz napisać lub zadzwonić z prośbą o radę czy pomoc, a my jej udzielimy. Również dla nas adopcja psa to odpowiedzialność.


3. Czy wydajecie psy bez kastracji/sterylizacji?

Nie. Jedyny wyjątek stanowią psy, w których wypadku na zabieg nie pozwala stan zdrowia bądź wiek.


4. Dlaczego kastracja/sterylizacja są warunkiem bezdyskusyjnym?

Dlatego, że obecnie jest to jedyny skuteczny sposób zapobiegania bezdomności: nie zapełnia się świata kolejnymi szczeniakami „w typie rasy”, które potem wypełniają schroniska. Sterylizacja i kastracja zapobiegają niekontrolowanemu przyrostowi naturalnemu psów.

Dlatego, że „nigdy nic nie wiadomo”: jeśli Twój pies zgubi się, zostanie skradziony – nie trafi w ręce pseudohodowcy, do rozmnażalni, by służyć jako maszynka do rodzenia szczeniaków czy krycia suk.

Dlatego, że zarówno u psów, jak i u suk zapobiega to wielu schorzeniom ( ropomaciczu, nowotworom narządów rozrodczych, rozrostowi prostaty u psów, nowotworom gruczołów mlekowych u suk), a także urojonym ciążom u suk.


Tu polecam zawsze (mówi Zo) lekturę artykułów:

http://bokserywpotrzebie.pl/czytelnia/sterylizacjawywiad.htm i http://bokserywpotrzebie.pl/czytelnia/sterylizacjaopowiadanie.htm

5. Czy w trakcie wizyty przedadopcyjnej sprawdzany jest stan majątkowy potencjalnego domu stałego?

Nie. Nie interesuje nas stan majątkowy, lecz podejście do zwierząt. Ilość pieniędzy nie ma wpływu na sposób traktowania psów. Chcemy poznać rodzinę/osobę, która chce wziąć psa z naszej Fundacji.
Jednak musisz pamiętać, że (jak już wspominaliśmy), opieka nad psem może w którymś momencie wymagać większych nakładów finansowych.
Po prostu czym innym jest rozmowa na obcym terenie – np. w kafejce, a czym innym w mieszkaniu czy domu.



III. Sama procedura adopcyjna - co i jak

1. Najpierw wybierz psa :), którego chciałbyś adoptować. Następnie zadzwoń pod wskazany w wątku psa numer (śmiało!)*, bądź napisz maila (adopcje@sos-bokserom.org.pl),wyrażając chęć adopcji - prześlemy Ci ankietę adopcyjną do wypełnienia,

*na smsy raczej nie odpisujemy - jak tu rozmawiać przez smsy o adopcji?


- ANKIETA ADOPCYJNA to zbiór kilkunastu pytań nie tylko dostarczający nam informacji jakiego psa chciałbyś mieć, ale i sprawdzający jaki dom potrafisz/chcesz stworzyć psu i jak traktujesz samą adopcję psa.

- Jeśli nie wybrałeś konkretnego psa, a wiesz jakiego typu chciałbyś boksera (np. lubiącego koty, gdyż masz akurat dwa) – zrób podobnie: zadzwoń lub napisz – pomożemy Ci wybrać.

… a następnie…


2. … umawiamy się na wizytę przedadopcyjną. Wizyta przedadopcyjna polega na tym, że wolontariusz Fundacji składa wizytę w Twoim domu, aby porozmawiać o doświadczeniu z psami, z bokserami, o wizji adopcji.
Jeśli pies, którego chcesz adoptować przebywa w Twoim mieście, odwiedź go. Pozwól mu się poznać, przyzwyczaić się do Ciebie.

3. Jeśli wizyta przedadopcyjna przebiegła pomyślnie (poinformujemy Cię o tym), omów kwestię transportu psa i umów się na podpisanie umowy adopcyjnej.

- Jeśli pies nie przebywa w Twoim mieście, a Ty posiadasz samochód, umów się kiedy możesz przyjechać po psa.

- Jeśli pies nie przebywa w Twoim mieście, a Ty nie posiadasz samochodu, pomożemy Ci w transporcie psa. Pomyśl czy nie mógłbyś pojechać z nami, aby być z psem od początku, lub też wspomóc nas przy pokrywaniu kosztów takiego transportu. Pamiętaj, że nie mamy fundacyjnych samochodów. Psy przewożą Wolontariusze, po pracy, po zajęciach; Wolontariusze, którzy z własnych pieniędzy pokrywają koszty paliwa. Dlatego organizacja transportu zajmuje nam "chwilę" i nie robimy tego "na już".


4. Umowę adopcyjną podpisujesz z członkiem Zarządu lub wolontariuszem upoważnionym przez Zarząd Fundacji. Przeczytaj ją uważnie, dotyczy ona żywego stworzenia.


5. Po adopcji czeka Cię wizyta poadopcyjna. Chcemy po prostu zobaczyć jak miewa się wydany przez nas do Twojego domu bokser, jak Wam się razem żyje, czy są jakieś problemy, czy potrzebujesz pomocy.


6. Po adopcji pozostajemy w kontakcie: my do Ciebie dzwonimy spytać się czy wszystko dobrze się układa. Ty, w miarę możliwości, też do nas zadzwoń poopowiadać, napisz maila, wyślij zdjęcia. Chcemy wiedzieć co u Ciebie i Twojego boksera słychać.


sobota, 28 listopada 2009

Załoga dowodząca

Chcąc o czymś pisać należałoby się przedstawić. Pozwolę sobie jednak nie zacząć od siebie, a od Zarządu naszej Fundacji. Każda z tych osób ma swoją własną historię, która była dla niej bodźcem do podjęcia pomocy bokserom. Te historie jednak można znaleźć na stronie Fundacji SOS bokserom


Dziś pragnę Wam przedstawić ich, pokazać, jacy są i co robią.

Germaine- mówi się o ludziach, że mają wielkie serca. Zatem serce Germaine jest naprawdę WIELKIE zwłaszcza, gdy chodzi o boksery:-). Każda psia bida znajdzie u Niej miejsce. Pierwszeństwo mają te najsłabsze- staruszki. Jednak branie przez Germaine psów, na tymczas stało się niemal, że przysłowiowe (99% psów wziętych tymczasowo, nie oddaje:-)). Poza bezpośrednią opieką nad psami, jest również Szefową, zabiega o sponsorów i przewodzi nam.

Ewelina- to właśnie Ona, od rana może prowadzić konferencje telefoniczne z Wolontariuszką, której dopiero, co przygarnięta podopieczna właśnie rodzi, udzielając porad na temat przebiegu porodu i czasu jego trwania (tak było przy Sarze: http://bokserywpotrzebie.pl/czytelnia/niespodziewanenarodziny.html). To Ona mówi: "...ale, Zosia, spokojnie" i uspokaja jakimś rozsądnym wytłumaczeniem, gdy się we wszystkich gotuje. Ewelina to rozsądek i serdeczność. W zarządzie zajmuje się przede wszystkim sprawami finansowymi i nadzoruje stronę www.

Magda- w pierwszym momencie można odnieść wrażenie, że jest bardzo rzeczowa, jednak po chwili rozmowy wrażenie znika, ustępując wyjątkowo ciepłej osobie. Lubi porządek i rozsądek w działaniu. Zawsze służy wsparciem i słowem otuchy, gdy brakuje sił. Zaledwie kilkuletni synowie Magdy z radością i zapałem godnym podziwu pomagają nam w akcjach- na stoiskach. W zarządzie jej główne zajęcie to redakcja i korekta wszelkich tekstów, jakie publikuje Fundacja (czy to w internecie, czy w prasie), a także planowanie akcji edukacyjnych.

Zosia- to typ człowieka, który szybko się unosi, czy wzburza, ale równie szybko uspokaja i układa rozsądny plan działania. Stara się zawsze zachować optymizm, chociaż czasem i jej siły są nadwątlone. Na wizyty przed adopcyjne jeździ: albo z kimś (lubi, gdy obok jest druga osoba, to podnosi obiektywizm oceny), albo ze swoją 10-letnią przygarniętą Mają. W zarządzie Zosia odpowiedzialna jest za wolontariat, zajmuje się również przede wszystkim "obsługą" fundacyjnego maila, oraz tworzeniem grafik i projektów.

Tak właśnie wygląda cały nasz skład osób zarządzających. Warto również dodać, że prócz zajęć, które wykonują przede wszystkim, w związku z pozycjami w zarządzie, mają również inne zajęcia jak wizyty przed, lub po adopcyjne, transport psów do domów, czy klinik. Spędzają wiele godzin przy telefonach, odpowiadają na maile, służą pomocą i radą odnośnie bokserów. A przy tym prowadzą również normalne życie, niektórzy studiują, pracują, mają rodziny, prowadzą dom :-)

Pozwolę sobie również przedstawić i siebie, jako, że redaguję bloga i odpowiedzialna jestem za jego funkcjonowanie. Ciężko jest pisać o samej sobie obiektywnie w związku, z czym postaram się zrobić to dosłownie w dwóch słowach.

Nazywam się Joanna i pragnę przybliżyć Wam działania Fundacji, która z wielki oddaniem stara się wpłynąć na los bokserów.