czwartek, 28 stycznia 2010

Przepraszam

Kochani, bardzo Was przepraszam,ale brak notek wynika z mojego braku czasu. A to z kolei spowodowane jest sesją. Po wszystkim obiecuje sumiennie zdawać Wam relacje ze wszystkiego co dzieje się w Fundacji SOS bokserom.

Póki co proszę Was o wyrozumiałość i cierpliwość, a przy okazji zapraszam na stronę GŁÓWNĄ FUNDACJI


Pozdrawiam
Joanna "mer" Mida

czwartek, 21 stycznia 2010

Takie "pluszowe misie" łatwo znajdą dom!

A jaki start miały owe "pluszowe misie"? I czemu nie tak łatwo znajdują domy?
I co najważniejsze - czemu tak denerwuje zwrot "pluszowe misie"?


Ale, ale... zacznijmy od początku...
Drzazga, Morys, Forest, Biszkopt, Kawa, Nugat, Laguna, Uchatek to dzieci Mufy - mało bokserowatej suczki, która jednak trafiła pod opiekę naszej Fundacji.
Czemu?
Bo nie wiem , kto mógłby przejść obojętnie obok ogromu jej cierpienia: ogromny bolący ropień (pozostałość po wnykach) na szyi, wielomiesięczna tułaczka, przepędzanie przez miejscową ludność, jedzenie tego, co znajdzie... A co najważniejsze poród 8 szczeniaków w lesie, w jakiejś szopce "wiatrem podszytej"...
Lola z kolei to suczka po Mimi. Mimi urodziła Lolę i Bzika u swojego byłego "pana" - człowieka z marginesu społecznego, prawdopodobnie narkomana, który kompletnie o nią nie dbał - ona wychudła, spała gdzieś na posesji z dwoma maleństwami... ale na szczęście dobry człowiek zainteresował się jej losem, a były właściciel się jej zrzekł...
Zarówno dzieci Mufy jak i Mimi to "niezbyt boksery". Teraz są śliczne, to prawda - "takie pluszowe", ale wyrosną z nich zapewne duże psy, z lekko wydłużonymi mordkami. Nie każdy chce "boksera-kundelka" i dlatego tak trudno tym maluchom znaleźć dom.
Jak widać - niezbyt wesoły start w życie...
Czemu denerwuje nas określenie "pluszowe misie"? Bo pluszowego misia można wyrzucić jak się znudzi, odstawić na półkę, do szafy i przestać się nim zajmować... Tymczasem dla szczeniąt szukamy szczególnych domów - odpowiedzialnych, cierpliwych, konsekwentnych (szczeniaka trzeba wychować) i przede wszystkim zdecydowanych na psa w 100%, bez względu na to, jak duży wyrośnie i jak wiele dłuższy będzie miał pysk od boksera.
Wyadoptowywanie szczeniąt to mordercza sprawa, wykańcza psychicznie! Bo najtrudniej jest oddać szczeniaki, sami pomyślcie: są maleńkie, bezbronne, tak łatwo je skrzywdzić; tak boimy się pomyłki w ocenie domu, który zapewnia, że chce psa dla niego samego, a nie dlatego, że jest to śliczny puchaty malec.
Z całego serca chcemy, żeby te maluchy ominął zły los, bo my o tym losie (takim jaki spotkał ich matki w przeszłości, jakiego doświadczyli w przeszłości nasi podopieczni)wiemy zbyt wiele...

Ogłosiliśmy szczeniaki do adopcji po Świętach nie bez powodu - po to, by nie były prezentem(wbrew dosyć powszechnej opinii zwierzę to nie rzecz...).
No i przez ostatnie 2 tygodnie odbieramy zgłoszenia, które nas coraz bardziej martwią... A to ktoś chce psa do budy (bo pies mały nie nadaje się do budy, ale duży już tak...), a to chce go trzymać w kotłowni ("pies będzie miał swoje miejsce"), o szkoleniu, odpowiednim żywieniu myśli niewielu. Większość zwraca uwagę na wygląd pieska, nie na charakter.
Część chce pieska "dla dziecka". A my po raz 100 tłumaczymy, że pies to nie zabawka dla dziecka, że dziecku lepiej kupić pluszowego misia...
Ręce opadają... i przy każdym mailu o trzymaniu psa w budzie Zosia się zastanawia czy odpisywać tłumacząc, czemu tego typu psy się do budy nie nadają, czy sobie darować? Próbować wyjaśnić jakie warunki powinien mieć zapewnione każdy pies, czy uznać, że i tak nikt tego nie przeczyta? A może jednak przeczyta..., więc Zo siada i pisze, tłumaczy... może ktoś zrozumie, może po prostu nie wie... Może?
Tak naprawdę do tej pory mamy zarezerwowane 2 szczeniaki: Kawę i Lagunę.
Bzik w ten weekend poszedł do fajnego domu.
Reszta szuka domu... wciąż.